Trójka naszych wolontariuszy: Remigiusz, Ewelina i Tomek odbywają swój 9-miesięczny wolontariat w organizacji „Student Youth Council” w Gruzji. Pierwszy z nich dzieli się swoimi doświadczeniami w relacji, którą przedstawiamy poniżej.

Witam po dwóch miesiącach spędzonych w gruzińskiej miejscowości Ozurgeti! 

To malownicze miasteczko jest położone w górskim regionie Guria, otoczone z trzech stron wysokimi górami, więc przy bezchmurnym niebie, którego, mam nadzieję, będzie wkrótce coraz więcej, możemy nacieszyć oczy przepięknym górskim krajobrazem. Warto także dodać, że Ozurgeti leży niespełna dwadzieścia kilometrów od wybrzeża Morza Czarnego. Stanowi zatem znakomitą bazę do letnich wycieczek koleją lub lokalnymi minibusami zwanymi marszrutkami. Jeden i drugi środek lokomocji w Gruzji cechuje się cenami przystępnymi nawet dla wolontariuszy EVS.
Już za 5 lari, czyli około 9 zł. można na przykład pojechać marszrutką do urokliwego, nadmorskiego miasta Batumi, które śmiało mogę nazwać wschodnim odpowiednikiem Miami Beach.
Dwa tygodnie temu dotarli na miejsce najnowsi wolontariusze, więc teraz nareszcie jesteśmy już w komplecie. Pracujemy dla organizacji Student-Youth Council, która zajmuje się w zasadzie wszystkim, co można robić z tutejszą młodzieżą – od nauki po zabawę. W organizacji jest ogółem jedenastu wolontariuszy, w tym aż dziewięciu z Polski. W miasteczku pracuje także kilku Amerykanów, z którymi regularnie się spotykamy. Od przyjazdu ostatniej czwórki z Polski, żartują oni, że mamy do czynienia z „polską inwazją w Ozurgeti”. Pozostała dwójka wolontariuszy to Łotysze o wdzięcznie i spójnie brzmiących imionach Kristaps i Christina.
Mój wolontariat jest projektem długoterminowym, dziewięciomiesięcznym. Można powiedzieć, że dopiero się rozkręcamy. Tworzymy interesujące prezentacje na temat Unii Europejskiej oraz uczymy podstaw języka angielskiego. Z niecierpliwością wyczekujemy wiosny. Gruzińska zima bowiem nie jest mroźna, ale jest niestety bardzo długa. Według miejscowych może ona trwać aż do maja, co mnie, jako człowieka ciepłolubnego, nieco przeraża. Gruzini jednak dość zgodnie twierdzą, że tutejsze lato jest przepiękne, zatem na pewno warto poczekać.
Mamy także ambitne plany na przyszłość. Planujemy otworzyć tu duże centrum nauki i sztuki dla młodzieży, by wypełnić młodym ludziom wolny czas, którego mają pod dostatkiem, a który nie zawsze spędzają w najbardziej rozsądny sposób. Oprócz uczenia innych, sami także pobieramy nauki. Trzy razy w tygodniu uczęszczam na lekcje rosyjskiego z native spikerką Swietłaną – doświadczoną, zawodową nauczycielką języka. To tutaj niezwykle przydatne, albowiem język rosyjski jest pierwszym i najważniejszym językiem obcym w całej Gruzji. Tu w Ozurgeti znają go prawie wszyscy, począwszy od profesorów, prawników, oficjeli, nauczycieli i lekarzy, poprzez handlarzy bazarowych, skończywszy na tzw. panach spod budki z piwem. Jego znajomość zatem znacznie ułatwia życie i poruszanie się po Gruzji. Kiedy przyjechałem, mój rosyjski był bardzo słaby. Już po dwóch miesiącach czuję jednak, że znacznie się poprawił, aczkolwiek jeszcze dużo pracy przede mną. Dla bardziej ambitnych i mających elastyczną krtań wolontariuszy, dostępne są także lekcje języka gruzińskiego.
W połowie kwietnia mamy spotkać się w Tbilisi z innymi wolontariuszami z Kaukazu, skąd zabierze nas autobus na kilkudniowe szkolenie On-Arrival Training, organizowane w pobliskiej miejscowości. Już nie mogę się doczekać, kiedy ujrzę stolicę tego kraju, bowiem słyszałem o niej wiele dobrego.
Do następnego razu!

erasmus+logo małe